Plener studentów łódzkiej filmówki na Huculszczyźnie
Karolina Jonderko
Za sprawą prof. Krzysztofa Hejke wybraliśmy się w niesamowitą wyprawę po Karpatach Wschodnich.
Już sama podróż przez Ukrainę była dla nas niesamowitym przeżyciem.
Żeby dotrzeć do celu korzystaliśmy z wszystkich naziemnych środków transportu.
Od marszrutki (która mieści nieograniczoną liczbę osób), przez pociąg (którego przedziały naszpikowane są pryczami na 3 poziomach), do taksówki (której kierowca, ziewając, mknie przez bezdroża na krawędzi przepaści mając 80-tkę „na blacie”).
Nasze przystanki:
Medyka -> Lwów -> Iwano- Frankwist -> Verchowyna -> Dzembronia/Bystrec
Po przyjeździe do wsi Dzambronia czekała nas jeszcze długa droga w górę na ponad
1000 m n.p.m., gdzie znajdowała się nasza chatka.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć, iż nasz kolega Piotr taszczył ze sobą torbę na kółkach, która nie ułatwiała zbytnio wspinaczki, ale dzięki której już za życia przeszedł do legendy jako „nowoczesny turysta” ;)
Gdy wyszliśmy na szczyt naszym oczom ukazał się przepiękny, bajkowy widok Karpat.
Śnieg na szczycie Ivana Pena odbijał blask słoneczny, który tworzył niesamowitą aurę wokół. Niepowtarzalny klimat miała również stara huculska chata, którą zamieszkiwaliśmy.
Naszym ulubionym miejscem była kuchnia ze starym piecem kachlowym, przy którym spędzaliśmy wieczory rozmawiając i objadając się domowo robionym huculskim chlebem oraz serem.

Na drugi dzień po przyjeździe, każdy z nas udał się w inną stronę żeby realizować temat o huculszczyźnie i jej mieszkańcach.
Adam i Ja zeszliśmy do wsi na mszę, której zakończenie było dla nas ogromnym zaskoczeniem. Okazało się, że akurat jest święto zmarłych, a Huculi mają (jak dla nas) bardzo nietypowy sposób jego obchodów.
Po poświęceniu przez popa potraw, parafianie rozkładali je na grobach bliskich po czym ucztowali dzieląc się między sobą jedzeniem. Oczywiście nie obyło się bez własnej roboty samogonu (z szyszek pędzonego), do którego spożycia nas zaprosili.
Po paru głębszych zdolność robienia zdjęć uległa znacznemu pogorszeniu. Nawet autofokus w aparacie na nic się zdał. Obdarowani chlebem, kiełbasami, słodkościami (wszystko domowej roboty) z radością, a zarazem niedowierzaniem, wróciliśmy do domku. Musze przyznać, że wspinaczka wydawała się o wiele prostsza niż przedtem.
Kolejny dzień przywitał nas deszczem, na który notabene byliśmy przygotowani, ponieważ nasz profesor posiadał zegarek z barometrem (który nigdy się nie mylił:).
Deszcz jednak nie był nam straszny i znów wyruszyliśmy na „polowanie”.
Każdy w swoją stronę. Każdy w poszukiwaniu najlepszych ujęć.
Niestety następnego dnia z ciężkim sercem (i plecakiem) trzeba było opuścić tą magiczną krainę i znów wyruszyć w pełną nieznanego i zaskakującego podróż.
Myślę, że dla każdego z nas była to niezapomniana wyprawa.
Nasz skład:
Wykładowcy:
Prof. Krzysztof Hejke wraz z asystentem Maciejem Błońskim.
Studenci:
Kinga Herok, Karolina Jonderko, Marcin Kępski, Adam Bębenista, Piotr Kopcial
Napisała: Karolina Jonderko
Fot. Krzysztof Hejke
Fot. Krzysztof Hejke
Fot. Krzysztof Hejke